CIERNISTY GŁÓG


w ślepą ścieżkę wpuściłem się sam
zaraz zarośli wzruszył się łan
zielsko kwiatem zbrojone
otoczywszy kordonem
pyta się świecąc w twarz
dokąd gnasz

drapiąc pierś rozmyślałem no nie
skąd ten łęgu kawałek znał mnie
a tu jak nie wywali
z siwiejącej oddali
melodyjne beł beł
głosy źdźbeł


wędrowałem od kałuż do mórz
z nosem w chmurach co gryzły jak kurz
teraz  nowy trwa pościg
źródła dzikiej radości
szukam węsząc co tchu
w kępach mchu

aż nastaje najsłodszy z mych dni
kiedy głupim i prostym chcę być
wielkich łaknąc widoków
patrzę na czczo w amoku
jak rozmywa się kwiat
grzęźnie gad


chichot wierzby przeradza się w grzmot
nie rozróżniam już woda czy pot
przywidzenie na łące
rozdziewicza ze zwątpień
czy też aby mam zro-
bić w tył zwrot

mój kwiatuszku wiesz dobrze jak jest
uwiędniemy choć zrasza nas deszcz
póki co kreaturo
daj się objąć oburącz
i ofertę mi złóż
obunóż

wychodzi na tę samą pomazaną drogę królową dróg
i ten co go w czas snu i w samo rano pokąsać kiedyś mógł
ciernisty głóg




W IMIĘ MNIAM


podaruję ci kawałek darni
poderwany z dna dumnego lasu
zbliż do twarzy ten mój prezent marny
i rumieńcem rudym się zafrasuj

ja witając rzęs mrówczy niepokój
hołd oddaję jaskrom złotoślinym
śledząc w lot jak czułki twoich oczu
plotą się w korzonków plątaninę

popatrz ten pościelec potargany
ścieżki naszej chwiejnym jest chodnikiem
jeśli ściśniesz coś ci dłoń poplami
jak uniesiesz niecoś się wysypie.

wiem że wielbisz być obdarowana
skarbem co kunsztowny jest i piękny
weź więc darń nasz znak współwędrowania
zawiń w czas
i schowaj
do pamięci

w imię mniam giniemy wniebowzięci
w szczelnym dołku w bliźnie czarnej
po wyrwaniu darni


radość rośnie z każdą wzeszłą siewką
z błot gdzie nasze błogie czochrawisko
strzela w niebo twej ufności drzewko
zrazu mocne płonie z byle iskrą

świadom faktu: chwile, że ulotne
świata artefakty w locie chwytam
strzegąc by nie sczezły bezpowrotnie
wtykam do tajnego notatnika

mam osobliwości niebywałe
jak o ten wyblakły strzęp błękitu
który w dzień, gdy cię pocałowałem
z kosmicznego złuszczył się sufitu

kiedy zaś na zapas nazbiera się
szeleszczących świadków naszych wzruszeń
oto stanę w czułym  miejscu w miernym czasie
cały chłam
na światło
wybałuszę

w imię mniam pulsując pióropuszem  
niebieskich towarów

podaruję ci kawałek darni,
pożółkły śród ksiąg wycinek nieba
zagęstniałą garść rzecznego nurtu
sztywny wór powietrza zimowego




DUMKA STYCZNIOWA


płyną ptaki malowane palcem
w papilariach fal
cerą i piór deseniem  
nie przyznają się nie
do przechodzącej mgły
jakby się sprzysięgły

ujrzeć w żółciach chruścianego stuffu
najpstrokatszą z raf
choćby przez oka mgnienie
na tej mono scenie
ma po to w nerwach filtr
każdy deseniofil

i tam za zakrętem rzeki
wzór ten się ma nie zlać
tylko przenico-wać